Przez me życie przejdzie ona dumnie
I jej oczy nie zejdą się z memi,
I jej myśli nie zniżą się ku mnie.
Jak nie zniża się niebo ku ziemi.
Lecz tak mało potrzeba wyklętym!
Gdyby kwiat ten, przez mych ust porywy
Całowany, ku swym wargom świętym
Przymknąc chciała...umarłbym szczęśliwy!
Trafem, czy też rozmyślnie, improwizator stanął przy wielkim wazonie kamiennym, który otaczał wiotkiemi gałązkami krzew białej róży. Kończąc swą deklamację melodyjnem westchnieniem, wyciągnął rękę, zerwał różę, przesunął ją nieznacznie przy ustach i, zginając kolano przed Gilbertą, oddał jej kwiat, przymykając oczy, jakby omdlewał ze wzruszenia,
Z płomieniem w oczach, z ustami wykrzywionemi spazmatycznie, rzucił się nań Roland.
— Zuchwalcze! — wykrzyknął.
I wyrwawszy różę z ręki grajka, cisnął ją na ziemię i rękami podeptał.
Manuel porwał się na nogi i wyprężył, jakby zabierając się do walki. Ale pod spojrzeniem hrabiego, wyniosłem i pełnem wzgardy, czoło jego, zapłonione od gniewu, pokryło się nagle chmurą, zachwiał się i zatoczył. Zrozumiał i ujawnił swą bezsilność.
Wszystko to było szybkie, jak myśl
— Co czynisz, Rolandzie? — wmieszał się Cyrano. — Jaka mucha cię ugryzła? Ten człowiek jest w porządku: wygłasza wiersze, potem ofiarowywa kwiat — jest to zupełnie naturalne i niewinne.
— Jakto? Nie zauważyłeś jego spojrzenia? nie pojąłeś bezczelnej myśli, ukrytej w jego słowach?
— Dzieciaku! Sawinjusz ujął hrabiego za rękę. — Byłżebyś zazdrosny o cygana?
— Puść mnie!