Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/394

Ta strona została przepisana.

— Nie chcesz mnie zrozumieć. Czy mam tłumaczyć się wyraźniej? Rasa, do której należysz, posiada tajemnice praktyk wszechmocnych, strasznych zaklęć, innym ludziom nieznanych. Czyż i ty sama nie odziedziczyłaś po ojcach jednej z tych tajemnic, stanowiących o czyjemś życiu lub śmierci?
Zilla starała się wyczytać myśl nieznajomej w oczach, resztę bowiem twarzy skrywała przed nią maska.
— A! — rzekła — chodzi pani zapewne o napój miłosny?
— Nie! — zaprzeczyła tamta, potrząsając głową nie cierpliwie.
— W takim razie...
Teraz zkolei zawahała się Zilla.
— Obawiasz się zgadnąć, czy też być zrozumiana? — spytała maski.
Pochyliła się i szepnęła coś wróżce do ucha.
— Trucizny! — wykrzyknęła cyganka. — Przyszłaś pani do mnie po truciznę?
— Ciszej...Nie wymawiaj tego słowa, jeśli cię przeraża.
— Nie słowo przeraża mnie, ale rzecz sama! Nie chcę przyjmować udziału w zbrodni.
— Alboż wspomniałam ci, Zillo, o zbrodni?rzekła wyniosłym tonem nieznajoma.
— I bez tego mogłam się była domyśleć.
— Uspokój się — rzekła tamta z goryczą w głosie. — Jeżeli kto ma umrzeć od tej trucizny, to tylko ja sama.
— Pani chcesz umrzeć? pani? tak młoda, tak bogata, tak kochana niezawodnie!
— Co cię to obchodzi. Nie po współczucie tu przyszłam. Musi nadejść-wkrótce już może-dzień taki, że śmierć będzie jedyną dla mnie ucieczką. Nad tą śmiercią muszę mieć władzę. Czarna toń