Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/398

Ta strona została przepisana.

— Masz pani słuszność.
Następnie, otworzywszy stojącą w pobliżu szkatułkę, wydobyła stamtąd naszyjnik bursztynowy i podała go jej, mówiąc:
— Proszę. Ten naszyjnik należy do pani.
— Nie rozumiem... — szepnęła Gilberta, wahając się, czy go przyjąć.
— To są kulki bursztynowe — objaśniła cyganka.— Ta oto, która wisi tuż przy srebrnym amulecie, niczem z pozoru nie różni się od innych, tymczasem..
— Daj! rozumiem już! — wykrzyknęła Gilberta w gwałtownem podnieceniu. — Ta ostatnia kulka jest zatruta.
— Da się ona rozpuścić w wodzie, nie pozostawiając żadnego śladu, i sprowadzi śmierć szybką, bez cierpień i bez konania.
— Dziękuję ci, Zillo. Zrozumiałaś mnie. Jeśli umrę, nic sobie nie wyrzucaj. Oskarżaj jedynie przeznaczenie. I jeśli Manuel wróci do ciebie, bądź szczęśliwą. Wspomnij mu niekiedy o mnie. O zmarłą nie będziesz przecie zazdrosna.
Te słowa, wymówione głosem łagodnym i lekko drżącym, w szczególny sposób oddziałały na Zillę. Z oczu jej spadła nagle zasłona.
Pojęła w jednej chwili całą ohydę zamierzonego czynu: zawstydziła się i przelękła samej siebie, i rzucając się do Gilberty, zawołała:
— Byłam szalona i niegodziwa! Oddaj mi pani ten naszyjnik! oddaj!
— Nie, Zillo! Oddać ci go, znaczyłoby nietylko wyrzec się lękliwie raz pbwziętego postanowienia, ale nadto skazać siebie samą na śmierć powolną, a więc boleśniejszą. Dowidzenia, Zillo, Odchodzę z ufnością w Bogu.
—Nie! pani nie odejdziesz!