Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/40

Ta strona została skorygowana.

I Roland, pokazując Manuelowi otwartą furtę, zawołał:
— Wynoś się, błaźnie, jeśli nie chcesz, abym ci kij połamał na grzbiecie!
— Za pozwoleniem — odparł Manuel tonem spokojnym i nie cofając się na krok jeden — gdybyś pan chwycił za kij, ja ująłbym za szpadę.
Roland wybuchnął śmiechem szyderczym, zjadliwym...
— Żebraku! — wykrzyknął — precz stąd!
— Panie hrabio! — zawołała Gilberta, rzucając się pomiędzy zapaśników,
Roland ujął ją za rękę.
Nie obawiaj się, pani. Jeśli bywam zazdrośnym o najmniejszą rzecz, która osoby twej dotykał umiem też płacić za dostarczone ci rozrywki! Masz, łotrze!
Cisnął Manuelowi kieskę, pełną złota.
— Dziękuję — rzekł młodzieniec, odtrącając ją nogą — jestem już zapłacony.
Brat Zilli, mniej skrupulatny, podjął z pośpiechem zdobycz, skłonił się do samej ziemi ofiarodawcy i rzekł:
— Ja nie pracuję, jasny panie, z amatorstwa. Biorę z wdzięcznością wszystko, co dają.
Manuel oddalił się wolnym krokiem, nie jak natręt, którego odpędzono, lecz jak szermierz, odchodzący z dumą z pola walki. Towarzysz i towarzyszka pośpieszyli za nim.
Podczas gdy Roland śledził chmurnem spojrzeniem odchodzących, do ucha Pakety dobiegła smutna skarga margrabianki:
— Ach, moja droga, to był cygan! Wszystko mi już teraz wzbrania kochać. Sen mój prześnił się.
W tejże chwili Cyrano wydawał Sulpicjuszowi polecenie: