Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/410

Ta strona została przepisana.

— Chciałeś zapewne powiedzieć: Manuel? — poprawił Roland.
— Nie przerywaj. Powiedziałem: brat, i słowa tego nie cofam. Otóż brat twój musi być wolny. Jeżeli znajduje się on dotąd jeszcze w Chatelet, to dlatego jedynie, że chciałem tobie dać czas do upamiętania się, do wyznania swej winy i... wynagrodzenia jej w potrzebie.
— Czego pan życzysz sobie ode mnie? albo raczej: czem mi pan chcesz grozić?
— Żądam kilku słów pod adresem starosty, słów, które byłyby przyznaniem się do omyłki— zwracam twą uwagę, że nie mówię: do zbrodni, do ostatniej bowiem chwili chciałbym cię oszczędzać — następnie: wyraźnego i stanowczego potwierdzenia wszystkich praw Manuela — co jemu przywróciłoby wolność i dobre imię, tobie zaś zapewniło bezpieczeństwo i spokój sumienia. Co się tyczy środków, jakie mam przeciw tobie, dowiesz się o nich niebawem. Tymczasem odpowiedź.
— Odpowiedź moją słyszałeś już pan przy innej sposobności. Nie uznaję Manuela za swego brata: nie napiszę przyznania się, którego ode mnie żądasz.
— Przewidziałem to. A więc wysłuchaj mnie, Rolandzie. Manuel jest twoim bratem; wiesz o tem dobrze, gdyź dowód, stwierdzający jego pochodzenie, czytałeś w księdze Ben Joela.
Hrabia wzruszył ramionami.
— Ta księga nie istnieje.
— Wybacz, mylisz się. Oto ona.
I Sawinjusz podsunął przed oczy hrabiego dokument, dostarczony sobie przez Zille.
Zaraz też cofnął rękę i umieścił księgę w przyzwoitem oddaleniu od Rolanda.
Hrabia pobladł z gniewu i napróżno usiłował wyjąkać zaprzeczenie.