Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/433

Ta strona została przepisana.

Czy tylko jemu nie przytrafiło się jakie nieszczęście? Wróćmy do zajazdu.
Kończył właśnie te słowa, gdy nadbiegł zdyszany Gonin, mówiąc z przerażeniem:
— Panie Castillanie! zajrzałem przed chwilą do stajni, którą zostawiłem otworem, i spostrzegłem w niej konia pana de Bergerac, pokrytego pianą i krwią. Powrócił on najwidoczniej sam, gdyż dobijałem się do mieszkania pańskiego mistrza i nikt nic nie odpowiedział.
— A! — wykrzyknął z największą boleścią młodzieniec — pan de Cyrano zabity!


XXII

Podczas, gdy Castillan, Marota i właściciel zajazdu czynili najrozmaitsze domysły o tem, co się mogło stać z Sawinjuszem i gdzie szukać należy przynajmniej jego trupa, hrabia Roland, zupełnie w pałacu swym bezpieczny, nasycał się owocami zwej zbrodni, nie doświadczając najmniejszych nawet wyrzutów sumienia.
Odczytał on dwukrotnie, raz po razu, spowiedź swego ojca, i przekonał się, że była ona w istocie tak straszna i tak dla niego fatalna, jak mówił Cyrano.
Następnie cisnął do kominka wszystkie, groźne dlań papiery, podpalił je i nie odszedł wcześniej, aż przekonał się, że ogień strawił wszystko doszczętu.
— Teraz — wyrzekł z uczuciem wielkiej ulgi — niczego już obawiać się nie potrzebuję. Nikt już nie przyjdzie wydzierać mi majątku; nikt nie sięgnie po rękę Gilberty.
W kilka godzin później Roland de Lembrat wchodził do pałacu Faventines tak spokojny, jakby nic zgoła nie zaszło minionej nocy.
— Dobrze pan spałeś? — spytał go margrabia.