Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/443

Ta strona została przepisana.

—Tamten.
Ale kto?
—No, tamten, na którego czekano.Zapomniałem jak się nazywa.
— A z nim co się stało?
— Także zabity. Cofnąłem się trochę wtył i z za węgla przypatrywałem się tej zabijatyce. Ten, co zabił Ben Joela, dostał w łeb kamieniem od człowieka, po którego chodziliśmy na ulicę S-go Pawła i któremu brat twój okazywał wielkie posłuszeństwo.
— Hrabia! — szepnęła Zilla. — Postawił więc na swojem. Zamordował nieprzyjaciela, a los uprzątnął mu z drogi wspólnika.
Pochyliła głowę w milczeniu i zdawała się zapominać o otaczającym ją świecie. Towarzysze zbója ja otoczyli ją, przyglądając się ciekawie i czekając, jak to się skończy.
— Manuel! — wybiegło wreszcie z ust cyganki.
— O Manuelu myśleć teraz trzeba.
Odtrąciła ruchem wyniosłym zastępującego jej drogę włóczęgę, i wybiegła na ulicę.
Zpoczątku, niepewna dokąd się zwrócić, postanowiła wreszcie raz jeszcze spróbować szczęścia i zapukać do drzwi starosty.
Prześwietny Jan de Lamothe, zajęty właśnie odczytywaniem ostatniego protokułu sprawy, kazał ją wpuścić bezzwłocznie.
— Panie starosto! — zaczęła — odwołuję się do pańskiej sprawiedliwości.
— Czego jeszcze żądasz?
— Żądam aby mnie wysłuchano. Przybyłam, aby udowodnić niewinność Manuela.
— Już mi raz o tem wspomniałaś. Jakkolwiek nie mogę mieć do ciebie wielkiego zaufania, pozwalam ci mówić, sprawa bowiem, zamiast rozjaśniać się, staje się owszem coraz ciemniejsza.Mów zatem.