Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/453

Ta strona została przepisana.

Margrabia zasępił się.
— To prawda — odrzekł — co się stać mogło z biednym poetą? Prosiłem go na ślub swej córki, tymczasem odpowiedziano mi, że nikt nie wie ani gdzie jest, ani co się z nim dzieje. Czyżby spotkało Cyrana jakie nieszczęście?
— W tym względzie nie wiem jeszcze nic pewnego, i to właśnie jest przedmiotem mego niepokoju i moich poszukiwań. Czy zaawanturował się gdzie daleko? czy też padł ofiarą przypadku lub—co nie daj Boże — zbrodni? Gęsty mrok tajemnicy wszystko to pokrywa. W każdym razie jest to, czy też: był to, wielki szaleniec, i jeśli zajmuję się nim,stosownie do wskazówek, które otrzymałem i które znane są hrabiemu, to dlatego jedynie, że czynił on w świecie wiele hałasu i że jest rzeczą ciekawą zbadać, dlaczego już go teraz nie czyni. Jeśli zaś mam być szczery, to wyznam, że skłonny jestem do uwierzenia, iż Cyrano-jak głoszą wieści-został naprawdę zamordowany.
— Biedny Sawinjusz! — westchnął margrabia, szczerze wzruszony.
— Szkoda go — zauważył zimno Roland.
— Dajmy pokój temu smutnemu przedmiotowi! — zakończył starosta.-Kiedyż ślub?-spytał, zwracając się do pana młodego.
— W samo południe!
— W takim razie wkrótce już będziemy mieli szczęście powitać pannę młodą.
— Gilberta jest w tej chwili przy matce. Za chwilę ujrzycie ją panowie.
Przez otwarte okna nadpłynął głos dzwonów katedralnych, przyzywających na nabożeństwo.
Na ten znak goście skupili się dokoła margrabiego a po małej chwili szmer rozległ się wśród strojnej drużyny.