Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/455

Ta strona została przepisana.

— Zaczynają wychodzić — rzekła cichym głosem Paketa.
— Tak — szepnęła, drżąc, Gilberta — wszystko skończone.
Wygalowany służący zjawił się w tejże chwili w salonie i, skłaniając się przed margrabią, oznajmił, że karety już zaszły.
— Panie i panowie — rzekł głośno margrabia — jedziemy.
I wyciągnął rękę do córki.
Ale Gilberta zachwiała się i na fotel upadła, szepcząc niewyraźnie:
— Ach, nie! nie mogę!
Na znak swej pani, Paketa wyszła z salonu i powróciła za chwilę, niosąc szklankę wody na srebrnej tacy.
— Uspokój się pani — rzekł Roland do narzeczonej. — Opanuj wzruszenie. Zaczekamy na pani rozkazy.
— O! nie będziesz pan czekał długo.
Wzięła szklankę do ręki, umaczała w wodzie usta i w tejże chwili wpuściła do niej oderwaną od naszyjnika perłę.
Zgodnie z zapowiedzią Zilli perła rozpuściła się prawie natychmiast, nie zamącając ani trochę kryształowej czystości płynu.
Usta Gilberty poruszyły się lekko. Modliła się pewnie.
Następnie, wolnym ruchem, podniosła szklankę.
W chwili, gdy rzuciwszy dokoła siebie ostatnie spojrzenie żalu, czy też nadziei, do ust ją przytykała, wielkie drzwi salonu otwarły się z łoskotem na całą szerokość, i wśród wielkiej ciszy, która tam zapanowała, służący obwieścił głosem donośnym:
— Jaśnie wielmożny wicehrabia Ludwik de Lembrat! Jaśnie wielmożny Sawinjusz Cyrano de Bergerac!