— Czemuś pozwolił mu odejść — spytała głucho, obrzucając go błyskawicami czarnych oczu.
— Alboż nie jest wolny?
— Dlaczegoś podsunął mu tę myśl ambitną?
— Dziecinna jesteś! Ja mu nic nie mówiłem.
— Czy to prawda, że jest szlachcicem?
— Trudno o tem wątpić — zaśmiał się szydersko. — Moje dowody stwierdzają to w zupełności.
— Niech będą przeklęte!
— I dlaczegoż to, siostruniu?
— Dlatego — wykrzyknęła Zilla, pokonana nareszcie przez ból serdeczny — że kocham Manuela i że on teraz dla mnie stracony!
— A! przyznajesz się zatem?
— Tak — podjęła z nowym wybuchem — przeklinam szczęście, które go wynosi wysoko, bo mnie strąca ono w przepaść. Zanim upłynie tydzień, Manuel może już nawet imion naszych zapomni.
— O! bądź spokojna, nie zapomni.
Zilla nie pojęła właściwego znaczenia tych słów.
— A gdyby ktoś — rzekła tajemniczo, pochylając się do brata, zdziwiona i jakby ośmielona tonem jego ostatniej odpowiedzi-gdyby ktoś usunął dowód, przywracający Manuelowi nazwisko de Lembrat, i gdyby za pomoc w tem ofiarowano ci majątek, jakbyś wówczas postąpił, Ben Joelu?
Opryszek mrugnął oczyma znacząco.
— Nie głupiaś, panienko-uśmiechnął się.-Jednak pozwól, że ci dam jedną dobrą radę.
Jaką?
— Trzymaj język za zębami i...czekaj.
Wieczorem tegoż samego dnia, liczne i świetne towarzystwo napełniało salony margrabiego de Faventines,