swój wykład, zdając się nie dostrzegać znużenia słuchaczów.
Tym razem wybrał on za cel krytycznych pocisków Cyrana de Bergerac, twórcę teoryj, które według niego groziły wywróceniem całego porządku świata. Przedmiot ten, jak się zdaje, silnie zagrzewał jego wyobraźnię, gdyż, w zapale rozprawiania, nie spostrzegł się nawet, jak głos jego, przekroczywszy rejestr tonów średnich, dostał się między tony najwyższe i — najpiskliwsze.
— Nieinaczej, panowie! — wykrzyknął, unicestwiwszy ostatnim, najsilniejszym argumentem swego fikcyjnego przeciwnika, — gdyż Cyrana tam nie było-człowiek, który ośmiela się zaprzeczać prawom tak oczywistym, zasługuje, aby go spalono żywcem na publicznym placu.
— Ech! ech!-zauważył dobrotliwie margrabia — także to waszmość traktujesz naszego przyjaciela Cyrana? I cóż on ci wreszcie zrobił?
— Co zrobił? Ależ to szalona pałka! umysł najprzewrotniejszy w świecie! sługa i sprzymierzeniec czarta!
— Ja, co najwyżej, poczytałbym go za narwańca.
— Powiedz pan raczej: za najniebezpieczniejszego pod słońcem furjata-oburzył się starosta.
I zaraz dodał tonem, miażdżącym oponenta:
— Alboż nie strzeliło mu do głowy twierdzić, że księżyc jest zamieszkany?
— Herezja, mości starosto, herezja!-rzekł margrabia,powstrzymując śmiech.
— I że ziemia obraca się!
— Bluźnierstwo!
— Cóż może być bezpośredniem następstwem takich twierdzeń? Wywrót zupełny porządku społecznego-koniec świata poprostu, — Ten Bergerac to nie człowiek; to—Antychryst.
Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/73
Ta strona została przepisana.