Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/81

Ta strona została przepisana.

o blask swego nazwiska; musiałby zapomnieć o zasadach całego życia, aby zrobił to, o czem mówisz.
— Kochał on obu synów jednakowo, pragnął zatem, aby na każdego przypadł równy dział majątku i zaszczytów.
— Rozprawiasz o tem z taką pewnością...Możnaby sądzić, że znasz ów testament.
— Znam go.
Roland przygryzł usta.
— Gdzież ojciec złożył go? — spytał głosem drżącym.
— W moje ręce!
Hrabia lekko krzyknął.
— Panie hrabio — odezwała się Gilberta, rozdrażniona zachowaniem się narzeczonego — miałżebyś co przeciw wyborowi, który uczynił twój ojciec?
— Boże zachowaj! Ojciec kochał Sawiniusza: wiedział, że to chłopiec pod każdym względem dzielny i na którym można polegać. Co do mnie, jedno tylko mam teraz życzenie: aby mój brat powrócił! Nawet przepoławiając dla niego majątek, będę jeszcze dość bogaty, aby zapewnić pani szczęście, którego masz prawo oczekiwać.
— Pięknieś powiedział, Rolandzie — rzekł Cyrano, podnosząc się do odejścia.
Hrabia zatrzymał przyjaciela i, biorąc go na stronę, szepnął:
Jedno.słowo, mój drogi...
Słucham.
Gdzie testament?
Dlaczego?
Pytam przez prostą ciekawość. A przytem; czy nie możnaby teraz dopełnić otwarcia tego dokumentu?
— Strzeż się, Rolandzie. Podajesz w wątpliwość moją przysięgę.