Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/86

Ta strona została przepisana.

waćsię przez miesiąc na scenie i że jeżeli ośmielisz się, wbrew memu zakazowi, wstąpić na deski teatralne, wykreślę cię raz na zawsz z listy Istot żyjących i spłaszczę cię tak rzetelnie, że nawet pchła, liżąca ziemię, nie potrafi odnaleźć śladu twego na kamieniach ulicznych.”
Gdy ta jędrna epistoła została ukończona, poeta którego nazywano Kapitanem Czartem, nabazgrał pod nią prawdziwie czartowskiego kulasa, potem odetchnął głęboko, jak człowiek, który zrzucił brzemię z pleców lub z duszy.
Dzień dobrze się zapowiadał, Cyrano był zadowolony z siebie.
— Idź, synku—rozkazał Castillanowi — doręcz mu to pismo osobiście, a gdyby nie był z niego bardzo ucieszony, powiedz, że wieczorem przyjdę poszukać jego uszów, No, w drogę!
Sulpicjusz pospieszył spełnić rozkaz.Na schodach rozminął się z Rolandem de Lembrat, który przybywał, spełniając wczorajsze przyrzeczenie.
Sawinjusz zawczasu obliczył wszystko i przygotował; znał on też zbyt dobrze hrabiego, aby potrzebował bawić się z nim jeszcze w dyplomatyczne koziołki i zdała zmierzać do celu.
Postanowiwszy za jednym zamachem przeciąć węzeł tej splątanej sprawy, dał Rolandowi zaledwie czas do rozgoszczenia się,
— Czy wiesz, dlaczego głównie prosiłem cię o przybycie? — zapytał wesoło.
— Byłbym ci niezmiernie wdzięczny, gdybyś był łaskaw wyjawić mi to nareszcie. W twoich wczorajszch półsłówkach ukrywała się tajemnica, ktora musi być, za jaką bądź cenę, wyjaśniona.
— Doskonale! Nie mam bynajmniej zamiaru wystawiać cierpliwości twej na długą próbę. Jesteś