Strona:Ludwik Gallet - Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac.djvu/87

Ta strona została przepisana.

mężczyzną, spodziewam się zatem, ze największa nawet radość o śmierć cię nie przyprawi.
Powiedziane to było tonem lekko ironicznym, który nie uszedł uwagi Rolanda.
— Do czego wszystko to zmierza? — przerwał niecierpliwie.
—Przygotowuję ci niespodziankę. —Cóż to takiego?.
—Wielka, olbrzymia niespodzianka! Czy przypominasz sobie, coś mi powiedział wczoraj przy pannie Gilbercie?.
— Cóż ja ci powiedziałem?
— Te słowa: „Brat mój może powrócić; przyjmę go z otwartemi rękoma.“
Roland zaczynał dorozumiewać się. Ciało jego stawało się wilgotne od potu.
— Ależ to zupełnie naturalne — odparł jakimś nieswoim głosem, — Czyż o takich rzeczach można mówić inaczej!
— A więc, kochany Rolandzie — zawołał Cyrano, podnosząc portjerę od sąsiedniej komnaty otwórz ramiona: twój brat powrócił, Masz go przed sobą!
Ta scena teatralna, którą przygotował Cyrano, a której domyślał się może nawet cokolwiek Roland, wyczerpała mimo to siły tego ostatniego.Obezwładniony silnym spazmem, osunął się on w ramiona towarzysza.
Na chwilę opuściło go czucie: nie widział nic i nie słyszał. Ale gdy. odzyskawszy przytomność, w tym bracie, którego mu przedstawiono i który, drżący z radości i nadziei, przyjaźnie wyciągnął doń rękę-gdy w tym bracie, spadającym jak z obłoków. poznał onegdajszego cygana, zuchwałego włóczęgę, co ośmielił się być jego rywalem, nicponia, którego sromotnie wypędził za bramę-głuchy krzyk