Byłem skazany przez sąd honorowy na infamję...
Czy rozumiecie, co to znaczy? — Nie? Szkoda! Jedźmy dalej.
Byłem więc skazany na infamję.
Sam wyrok właściwie nie przeraził mnie. Sformułowanie potępienia było niezwykle ostre. Wyszukano najjaskrawszych słów przy redagowaniu motywów. Występek mój zaliczono do kategorji najgnuśniejszych zbrodni.
To mnie już w pewnym stopniu zabawiło, schlebiło nawet mej ówczesnej filozofji.
Słuchałem wyroku jak szarży aktorskiej. Bez podniecenia — z niesmakiem tylko.
Miałem przytym jeszcze licznych stronników. Wyrok ich oburzył. Rozdawali mi hojnie współczucia, szafowali protestem. Właściwie jednak oburzało ich zlekceważenie przez sąd ich zeznań. Byli wszyscy rzecznikami mej sprawy. Gorąco pragnęli potępienia moich przeciwników. Sąd — mnie potępił. Ambicja zabolała. Wrzały niezadowolenia.
Nieznacznie jednak protest zaczął opuszczać pięście. Budziły się ku mnie niechęci i żal. Tak zwana rozwaga, zastanowienie, zaczęły brać górę... „Bo już to