Tam, za nocami płyną białe noce, jak srebrne łodzie... Tam złoty księżyc nad górami siada i cicho patrzy...
Tam, na mych stepach byłaś już kochana, kiedym uciekał z rozpaczy... O moje stepy niezmierzone, puste!... O moja Bajko liljowa...
Lubisz iść w stepy? lubisz mą ojczyznę — stepami odetchnij, Złota... Do walki mocy więcej będziesz miała, a walka ciężka i długa...
Patrz! jak baszkirską księżnę Cię ubrałem w jedwabie, w czerwone korale... Pędzą ogiery nasze rozhukane... „Małój, małajka! pędź, szalej“...
Czy Ty nie słyszysz, Złota, że jak duchy pędzimy po tych krawędziach, gdzie nasze konie m ogą się rozbrykać i zlecieć w przepaść i zginąć!...
Nie bój się, Jasna; księżycowych koni szatan nie strąca w otchłanie, — nie bój się, nie bój: księżycowe konie świat jeszcze dzisiaj obiegną...
Ach, jak Ty patrzysz teraz, — w Nieskończoność takie patrzenie idzie — ach, jak Ty patrzysz...
Słuchaj, gdy będę umierał, Ty mi patrzenie takie złóż na oczach, do grobu wrzuć trochę stepu.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Pamiętasz, Biała, kiedym dzień jeden zgubił w życiu i próżno go odszukać chciałem i poskarżyłem się Tobie...
A Ty dobra zawsza i czuła dla mnie łzę mi dałaś i rzekłaś: „nie trzeba żałować, co przeszło... Przyjdź nad morze moje... Tam usiądziemy razem na tarasie i odnajdziemy dzień w stepach zgubiony“...