Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu/199

Ta strona została przepisana.

pokoju szpitalnym mary się uwijają ponure i w myśli moje cmentarzem dmuchają...
Tak tam u Ciebie wiatr w szyby dmucha, tak wyje śmierć na cmentarzu...
Ja wiem: za moim oknem jest trupiarenka mała — patrzy w me oczy ciągle smutna i pełna żalu... Śmierć zbliża się do mnie cichutko, słyszę jej stąpania...
A poprzez długie myśli korytarze, przez ciemnie jęczącej wichury Ciebie widzę, jedyna... Słyszę twój głos, jak mówi do mnie pełen słońca — ja już tak dawno słońca nie słyszałem — to noc, to noc, kochana — skąd się słońce wzięło pośród nocy?
Słucham Cię — patrzę — coś Ty mówiła teraz? coś mi mówiła, Jasna?
Ciszej mów — ja nie słyszę głośno — ciszej! ach ciszej! — mów cicho, jak śmierć... Jam już tak nawykł do niej.
Mówisz, że róże kwitną dla mnie białe i chryzantemy; że jest Twe morze ciche i dalekie. — Och, Bajko moja! — tu ciało moje leży ciężkie, jak kajdany — wstać już nie mogę — prowadź mnie za rękę, jak małe dziecię...
...Na Twych ramionach gwiazdy, gwiazdy, gwiazdy — co to się dzieje ze mną? — w gwiazdach zawisłem cały...
Śmierć cicho od mego łoża odchodzi i idzie przez pola czarne zgarbiona, z wykrzywioną twarzą...
W uchu szept róż Twoich płacze, słońce gra mi nadziei melodje...