Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu/77

Ta strona została przepisana.
Z cyklu „Halucynacje“.




ZBRODNIA.


Kochał Sztukę i wyklętego oczyma zaglądał w jej demoniczne moce. Słuchał, jak rodzą się i obalają światy, i sam je budować zapragnął. Wyciągał utęsknione dłonie do twórczości, ale nie umiał być twórcą.
Zrywała się w nim często głucha rozpacz i rozpalały się pożary buntu. Powstawał wtedy przeciw własnej naturze i chciał się wydać bogiem. Wszystko mu jedno było: dobrym, czy złym — byle uchodzić za boga — byle stanąć ponad ludzkie.
Wszedł raz do mego mieszkania cicho, jak myśl. Był zmieszany. Oczy niespokojnie biegały po pokoju, jakby czegoś szukając.
Zastanowił mnie.
Podchodził do mnie na palcach i, nie witając, spytał szeptem:
— Niema tu nikogo?
— Widzisz przecie — odparłem.
— Cyt!...
Ustami i dłonią błagał mnie o milczenie.
Zdziwienie moje rosło.
Rozejrzawszy się jeszcze kilka razy po pokoju, postąpił znowu na palcach ku drzwiom i zamknął je na klucz.