Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Halucynacje.djvu/88

Ta strona została przepisana.

najdalej do placu Teatralnego. Dla tego też została zatrzymaną przez rewirowego na Nowym Świecie... Ma kochanka, fotografa. Zna nawet swój fach, ale mu się robić nie chce. Zresztą niezły człowiek, tylko pije za dużo. A jak się upije, to zaraz do bicia się bierze... Zresztą — trudna rada: każdy kochanek musi bić... A przecie taka kobieta bez kochanka obejść się nie może... bo któżby ją bronił? Ona musi mu dawać pieniądze, i niechby nie dała, toby jej zęby chyba wytrzaskał... Ale za to niech Bóg broni nieszczęścia — szpitala naprzykład, to już jego psie prawo przynieść jej pieniądze.
Za dzisiejsze to już ona jemu powinna nakłaść. Zamiast być gdzieś w pobliżu, poszedł pewnie pić... to dobrze, że ja się nadarzyłem... Byliby ją wzięli do komitetu... Nicby jej tam nie zrobili, bo jest zdrowa, ale po co? Zresztą nieprzyjemnie: ten nocleg z najostateczniejszemi łachudrami, później oględziny lekarskie, protokół... We wszystkim wina fotografa...
— A wie pan? — mówiła. — Jak pan stróżowi chciał dać na piwo, to myślałam, że pan frajer... Później w cyrkule myślę sobie: O, to oblatany chłop, a jak pan wziął dorożkę, znowu pomyślałam, że frajer... Gdzieby tam oblataniec wiózł kobietę dorożką?
Siadła na łóżku i zabierając na okrągłe białe ramiona ostatnie promienie księżyca, uderzała się dłonią w czoło, jakby w ten sposób usiłowała rozplątać tajemniczy węzeł trapiącej ją zagadki.
Frajer? czy oblatany?... frajer? czy oblatany?...
Będąc zawsze przedmiotem wygody i interesu, nie przypuszczała nawet, aby do intencji mego postępku