Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Ksiądz Jan Jaskólski.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

jak układał na różach fantazji losy Heleny, jak deptał przemocą narzuconą mu sutannę, jak łamał więzami szatana połączone szranki kleru. Już w przepaść się chyli zmurszały bałwan katolicyzmu, chwieją się ciężkie gotyckie kolumny, — precz sumień oszukiwacze i kapłani piekła!..
O! jak to dalekie było teraz od Jaskólskiego i jak bezpowrotne!..

..............

A mary obsiadały go rojem i strasznemi powykręcanemi twarzami zaglądały mu w oczy coraz głębiej...
— Patrz i przeklinaj!..
Jaskólski wgłębił się w swą przeszłość i ujrzał jasne, ciche letnie popołudnie.
Helena oczami na własnych myślach opartemi patrzy w siebie... Ona tak wiekami całemi umie patrzyć... Śmieje się lub patrzy...
Jaskólski przypomina sobie w tej chwili jakiś kasztan z cmentarza... Tak samo patrzył... Naraz staje się coś dziwnego... Jaskólski czuje się w tym patrzeniu skazanym na zagładę... Klęka przed nią i opiera głowę na jej kolanach... Pierwszy raz w życiu na pierwszych kolanach...