Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Ksiądz Jan Jaskólski.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

Jaskólski ujrzał się nagle księdzem.
Aktorstwo jego już wypróbowane: z pokory w pychę, z oburzenia w słodycz przewijać się umie, jak nikt inny.
Biskup powierza mu wikarjat.
— Dla Bożej chwały.
Jaskólski jedzie, pełen obaw i niepewności. W oczach nosi jeszcze cienie upokorzeń, rumieńce wstydu na twarzy. Ale lud wiejski z pokorą i namaszczeniem ręce jego całuje... Proboszcz uczy go gry w karty i robienia miodu, wprowadza w „porządne domy", ośmiela, poleruje.
Jaskólski nabiera powoli doświadczenia kapłańskiego. Wie, komu uścisnąć rękę i komu dwa palce podać, zna całą gamę ukłonów — od „dzień dobry" do „padam do nóg panu hrabiemu", wie, co się mówi do młodych panienek wobec rodziców, a co przy konfesjonale i t. d. Jednak widzi jeszcze całą ohydę swoją i wszystkich wielebnych... Wie, że z miłosierdzia Chrystusa batog dla maluczkich uczyniono, wie, że zamiast umiłowania i pokrzepienia — fałsz i upodlenie w serca ludzkie wsiewa.
Mierzi go czasem ta szajka jawnogrzeszników i cudzołożników w sutannach, zbrodniarzów i krzywoprzysiężców.