Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Ksiądz Jan Jaskólski.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

Ten nałożnicę i utrzymankę chełpliwie oczom ludzkim ukazuje, ów chłopu zafrasowanemu żonę odbiera, lub chorobę pod strzechę wiejską wprowadza, inny uwodzi przy konfesjonale młode dziew­czę...
Odwraca się karta na inną stronę — pijak z ambony piekłem grozi, cudzołóżca do czystości nawołuje. Dzwony dzwonią, jak wszyscy djabli, w kościele parno od modlitw i głupoty, opryszek krew pańską pije... Za chwilę zakąsi ją dobrym obiadem i kwartą piwa.
Jaskólski widzi to wszystko, i widzi, jak te kapłony kapłaństwa mieszki ludzkiemi krzywdy napychają, i wstyd mu czasem za nich i za siebie.
Kupią się przed jego oczyma tępe bezduszne postacie wikarych; trzęsą brzuchami tłuste, opasłe sylwety proboszczów; śmieją się bezczelnie hypokrytyczne mordy kanoników i prałatów; przegina się i wyłamuje w takt pokory i przebiegłości — naga zasuszona twarz biskupa...
Tam nad niemi wszystkiemi, niby cyrkowiec na trapezie wysokim, wielki a niedościgniony, dusza ciała plądrującego po sumieniach i kieszeniach, dogmatyczna bo-