Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Ksiądz Jan Jaskólski.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

skość i nieomylność, sam Dalajlama z Sykstyńskiej kaplicy.
Jaskólski widzi czasem to wszystko, i widzi, jak wspólny stosunek członków tej korporacji nie na miłości i szacunku, ale na intrydze i wspólnej nienawiści się oparł, i czuje głuchą nienawiść do nich...
Mimo to nauczył się już robić nalewki i w karty gra wybornie; umie hrabiemu wychwalać zdolności jego lokaja, a hrabi­nie zwinność pinczerka; z ambony o antychryście mówi, który się już urodził i kałem się żywi, z rejentównami o miłości mówi i na kler sarka; na odpust kazanie jak łupnie, baby ryczą, aż się ambona trzęsie.
Tylko czasem jakaś mara piekielna uderza o jego wezgłowie, tylko czasem jakaś mysz czarna przebiega po jego sumieniu...
— Klecho! a gdzie twych marzeń białe donkichoty?

..............

Ksiądz Jan Jaskólski stąpał teraz po tych wszystkich wspomnieniach, jak myśliwy po znajomej zdawna okolicy... Tu bagno, tam kępka, tu dróżka na prawo...
Jaskólski zanurzył się w tych grzązkich bagniskach, ani jednej dróżki nie wyminął.