Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Ksiądz Jan Jaskólski.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

niej, aż szkło zajęczało twarz małego potworka w bólu się wyprężyła i cała we krwi pogrążona ukazała rysy bydlęce, podobne do Jaskólskiego. Proboszcz oczy zasłonił i zajęczał.
— Patrz i poznawaj!
Jaskólski wpatrzył się w kobietę i drżeć zaczął, że jednego spojrzenia utrzymać nie mógł.
Ona schyliła się nad nim i wyszeptała:
— Boisz się? Ja ulituję się nad tobą i zejdę z twej drogi.
Ręką znak krzyża uczyniła i z oczu mu zniknęła. Pies zawył w oddali — wiatr gwizdnął po trupie powieszonej na gruszy — i cisza stanęła w sadzie.
Jaskólski patrzył, patrzył, ale już trupa nie umiał znaleźć oczyma, ni sadu...
Tylko z za okna wychylała się duża piegowata twarz chłopa „tego, co to z jego żoną"...
— Aha!.. Michał... czego tam?
Chłop nachylił się nad nim i mówił cicho:
— Weź, księże, dzieci swoje, bo pomorduję... Na drwiny ludzkie, a pogardę mnie rzuciłeś, ale ci wybaczę to... Chrześcijanin i chłop polski jestem, to nie umiem kapłana pomście oddać... Roz-