Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Ksiądz Jan Jaskólski.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

darta na strzępy, jak łachman, zaczyna prężeć się teraz, cięciwie podobna.

..............

Świece w kościele pozapalał... Jął się szykować do nabożeństwa.
Ale w kościele ni ludzi, ni organisty... Już w komżę się białą przystroił — i dla kogóż modlić się?
Jaskólski trumnę spostrzegł.
Z rękami złożonemi jak do modlitwy eżał trup Michałowej.
— To tyś naprawdę umarła?
Ale ona nic nie odrzekła.
— Maryniu, dziecię mej duszy... Maryniu!
Nic... cisza...
— Maryniu! mąż twój śmierć mi twoją zwiastował, a ja przyszedłem, bo gruszy się boję...
Wstań i opasz się o szyję mą, bo jeno w objęciach twych trwogi odemnie pierzchają...
Cisza. — — —
— Maryniu, dziecię chłopskie jesteś, jak ja... Sprzęgliśmy losy nasze i do jednego piekła je zawiedli... Czemuż odchodzisz odemnie teraz?