Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Ksiądz Jan Jaskólski.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ze szkół wydalą...
— Wydalą? wolałbym wydalenie...
— A później?...
Wacław głaskał go po głowie, i obaj milczeli...
— Jedyny przyjaciel — wyszeptał Jaskólski. — Fu! jakie upokarzające...

..............

Tylko i tego piekła pozazdrościli jeszcze ludzie...
Proboszcz do seminarjum namawiał, prefekt gimnazjum nalegał prawie, tatulo błagali o to dziedzica.
— Księdzem będziesz — rzekł dobroczyńca...
Jaś czoło namarszczył i usta zaciął.
— Cóż? nie masz powołania?
— Nie, panie... Mnie w inną stronę ciągnie. Mnie ci kapłani świątyń straszą oszukańczemi oczyma...
Jam nie rozstrzygnął jeszcze, którędy mi droga, jeno wiem, że nie tam...
Dobroczyńca zasępił się.
— Zle dziecko... Złych wpływów ognie nieczyste dotknęły cię... Wyrzuć je z siebie. Módl się do Boga, a będziesz jego owieczek pasterzem... A zresztą inaczej być nie może... Księdzem bę­dziesz.