Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Ksiądz Jan Jaskólski.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

Sutannę mu uszyli, wyekwipowali. Jaś został alumnem.
— I jakże? Klechą będziesz? — śmiał się Wacław.
— Tak... Klechą będę — odpowiedział twardo.
Między przyjaciółmi zawarczały brytany niemej urazy. To rozpękało się na dwie połowy wspólne ich niebo...
Odtąd szli w inne strony...
Czasem, gdy spotykali się nawet, w te same gwiazdy zapatrzeni, to dziwili się raczej, niż cieszyli.
— Skąd się tu wziąłeś na mojej ścieżce?
I nie szukali się już.

..............

Ksiądz Jan Jaskólski wspominał czasy seminaryjne.
Wspominał zimne, zatęchłe mury konwiktu, i msze codzienne, i spowiedzie, i księgi nauk, zaprawiających umysł do sofistyki.
Wspominał swoje kolegi: grube i nieociosane Brzuchale i Marchwie, Dudy i Żórawie... Wszystkie te nieszczęścia dziwną ironją losu z chat pozbierane, jak on, dla obdzierania tegoż ludu... Dziś wie-