Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/239

Ta strona została przepisana.

— Jakżeś ty piękna... — wyszeptał cicho Rudzki.
Pochylił się i pocałował ją w usta.
Westchnęła. Nagiem, gorącem ramieniem objęła jego szyję, nogami jego nogi. I tak przyciągając go do siebie, napół jeszcze sennie szeptała:
— Mój... mój... mój... jedyny... —