Przysunęła ręką po czole. Nie rozumiała. Takie słowa można przecież stosować do rozumu, ale nie do serca.
A ona była zdolną pojmować tylko sercem.
Co on pisze?
Co to znaczy:
„Proszę przyjąć te słowa...“
Aha! Więc będą jakieś wyjaśnienia. Oczywiście. O czemś chce ją zawiadomić, albo do czegoś namówić.
Oczywiście. Ma nawet do tego prawo. Wszak wziął ją całą.
Całą!
Począł drażnić ją nagle ten zmrok półbłękitny w pokoju, i ta cisza bezmierna wokoło. Podeszła do okna, i otworzyła je szeroko.
Zimny wiew nocy uderzył ją w twarz, i w odsłoniętą szyję. Stała długi czas bez ruchu, zapatrzona w chmury.
Jestem przytomna — szepnęła wreszcie — zupełnie! Mogę zrozumieć. —
Wróciła do stołu.
„Zdarzenia życiowe przygniotły mnie i zmieniły, i takim, jakim teraz jestem, nie śmiałbym stanąć przed Tobą.“
Boże! Co to znaczy? Co to znaczy?
Co jemu się stało?
A ja nic, nic nie wiem. Oczywiście, oczywiście, w dalszych zdaniach muszą być objaśnienia. Muszą! Obłędu można dostać wśród tej niepewności!
Półbłękitny zmrok w pokoju drażnił ją teraz
Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/243
Ta strona została przepisana.