Znalazłszy się w swoim pokoju Staliński znów w zadumę popadł. Powierzchnia duszy jakby się uspokoiła, lecz czuł ustawiczny, głęboki niepokój, i ból utajony, przybity.
Długą godzinę chodził po pokoju.
Potem wśród papierów wyszukał list Zofji, siadł przed kominkiem i czytał:
„— I jesteś serca mego radością, weselem i szałem, i duszy mojej pieśnią jedyną, słoneczną, krew moja gra tętnem krwi twojej, i oczy moje błyszczą dzisiaj jako twoje oczy.
Woła moja stała się silną i prężną, tyś ją nasycił płomieniem rozkoszy i pieszczoty twojej, i wola ta pragnie, bym z dnia na dzień, z chwili na chwilę stawała się piękniejszą dla ciebie, tylko dla ciebie!
I wola ma przyzywa cię!
Jeżeli usta moje szepczą we śnie, to szepczą o tobie, jeżeli ramiona moje szukają we śnie, to szukają ciebie, radości serca mego! I szale! Szale pieśni duszy mojej!
Kocham cię!
Pozatracały się wszelkie myśli moje, pozatracały się wszystkie wspomnienia, i jesteś we mnie tylko ty, i ty, i ty!
Kocham cię!
Gibkie i piękne jest moje ciało, spragnione usta moje, i zaczarowane oczy! Prężą się moje piersi w niemem pożądaniu, i wola moja silna przyzywa, przyzywa cię!
O..! przyjdź...“
— Zofja... — wyszeptał i przymknął powieki.
Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Szały miłości.djvu/76
Ta strona została przepisana.