wiem też, że są w przyszłość zapatrzeni młodzieńcy, którzy niecą światła w podziemiach; że są dzieci, co już mówić litanji nie umieją...
Za dni tysiąc, za dni dziesięć tysięcy, wróci fala jęczeń w czasie gromów, błyskawice przelecą nad światem, i padną Rzymy hańby ludzkiej... Za dni tysiąc, za dni dziesięć tysięcy...
Tylko burzę rozszaleć potrzeba...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Głośniej krzyczcie orkany!...
Leci krzyk wasz, jak tententy tabunów — coraz dalej, rozpiął grzywę na przestrzenie — coraz szerzej; coraz bliżej, coraz głośniej się wznosi...
Słodko mi jest... Poję się hukiem gwiazd spadających na ziemię, rzeźwi mnie mowa błyskawic...
Grają jakieś przecudne płomienie, oczy oczom je podają młodzieńców, a one rozbłękitnione biegną coraz hyżej... Stróże przeszłości opadną je czasem pełni lęku, zawadzą o nie nogami, poparzą się i uciekną.
Jest smutne cmentarzysko żywych nieboszczyków, którzy czekają powrotu swego ży-