I było tak w formułkach i błahostkach, i było dla formułek i błahostek, które ludzie z baniek mydlanych do rozmiarów chmur wydymali i pod taką wydętą z bańki mydlanej kopułą nieba się gnieździli, jak pod skorupką orzecha, — kadzidła, dzwoneczki, bagnety, — a na skorupkach napis był wyryty: Rosja, Austrja...
Tak było zresztą wszędzie, tak było pod każdą skorupką... Dyplomaci nazywali je cesarstwami, królestwami, republikami, jeden tylko „andrus“ warszawski, co jadem kultury się krztusił, leżał nad Wisłą i urągał: „na świecie, psia ich mać, drań draniem pogania“...
Nielicznym do smaku to było, liczniejsi jęczeli z pokoleń w pokolenia, ale że mieli swoich kapłanów i armaty, liczni zadowoleni byli... Nieliczni tylko dusili się w tej cieśni... Niebardzo się tam kto z nimi porał. Brano ich poprostu, jak piłeczki i hop! — z bagnetu na bagnet.
Tak było wszędzie i tak było z obu stron lasu, który szeptał...
Trochę nie wiedziałem jeszcze o tem, trochę przeczuwałem. Z tłomoczkiem na ramionach do jakiejś galicyjskiej mieściny doszedłem. Domy, obdarte jak nędzarze, tłumy obojętne,
Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/20
Ta strona została przepisana.