tak, jak „pod Rusem“. Wszyscy od namiestnika do ostatniego złodzieja — Polacy. Ucieszyło mnie to, że tylu złodziei Polaków było w Galicji; zadowolony byłem z siebie, z żandarma, z piwa i z całej Galicji.
Piwo poskutkowało.
Starosty wprawdzie nie zastaliśmy, ale doktór praw z całą doktorską odwagą i impetem wypluł na mnie pełny ocean godności urzędniczej.
— Cóż to? włóczęga jakiś? Znowu z Królestwa? Jak się nazywasz?
Milczałem.
Wtedy żandarm nachylił się nad koncypjentem i szepnął:
— Proszę pana doktora, to jakiś bardzo porządny człowiek.
Piwo poskutkowało...
Koncypjent wykonał jakiś gimnastyczny ruch twarzą, odskoczył oczami od własnego nosa, powołał ze swego repertuaru jeden z tych sympatycznych uśmiechów, zdobiących „porządnych“ w stosunku do „porządnych“, zabarykadował się wreszcie przed moim drwiącym wzrokiem murem urzędniczej solidności — z całą
Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/26
Ta strona została przepisana.