Oglądał mnie bacznie przymrużonemi oczyma i jakby robiąc nagłe odkrycie, rzekł:
— Ale co widzę?!... Pan bez krawata... Jakże można być twórcą bez krawata?
— W sposób bardzo zwyczajny, redaktorze. Ściąga się go z szyi, rzuca się pod podeszew i rzecz skończona.
— Rozumiem, ale jakże można paradować tak w negliżu? Do świątyni sztuki nie idzie się boso.
— W płaszczu królewskim szedłem, panie redaktorze, ale poczułem swąd. Magowie piekli pieczeń w przedsionku, a dym i brud unosiły się nad ciemnościami. Bojąc się, abym sobie nie uwędził płaszcza — —
— Zrzuciłeś pan krawat? czy tak?
— Tak, redaktorze. I jestem teraz twórcą bez krawata. Noszę ze sobą całe morze łez, żalu, litości i pieśni. A wszystkie bez krawata.
— A jednak radzę panu wziąć kilka lekcji tańca i ubrać myśli w rękawiczki. Zdrożeje pan zaraz. Dziś — niestety! zmuszony jestem zapłacić panu o centa mniej na wierszu. Rozważ pan słowa moje poważnie. Jam już wychował całe pokolenie artystów...
Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/35
Ta strona została przepisana.