Mieszkałem u jakiegoś powroźnika. Baty robił. Biedota to była — aby wyżyć tylko... Odnajął mi trzy deski na podłodze do spania i stołek do siedzenia. Ano: mieszkaliśmy.
Kilka dni było nam zupełnie dobrze. Ale powroźnika bolała moja inność. Chciał wypłoszyć ze mnie wszystko, co było mu obcem. Środki ku temu: przykład dobry, rada, wreszcie postronek.
Poklepał mnie po ramieniu i spytał:
— Dlaczego pan nie jest powroźnikiem?
Przymrużył chytrze oczy i z wyższością sędziego w stosunku do przestępcy, jakby z wysokości trybunału, powtórzył:
— Co? dlaczego pan nie jest powroźnikiem?
— Bo nie chcę — odparłem spokojnie.
Rzucił niedokończony bat na ziemię.
— Jakto można nie chcieć być powroźnikiem?
— A tak sobie — odrzekłem wymijająco.
Oburzył się.
— A wiesz pan, dlaczego to wszystko? Boś pan narowny. Ja już pana podpatrzyłem. W panu jest coś zepsutego. W oczach toś pan niby do-
Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/45
Ta strona została przepisana.