kiety, za perfumy i gnój, za puchy i za słomę... To było ich łącznikiem... Co ich w kupę spędzało — rozdzielało zarazem, co rozdzielało — łączyło... Salon i dom noclegowy. Było to jedno i to samo, dwie nazwy tylko... Oparłem się o dom noclegowy.
Obok izby wilgotnej był duży, ciemny pokój. Tu wynajmowało się łóżka z pościelą. Tu spałeś, pókiś chciał — choćby dobę całą, tu nikt słomy nie wyciągnął z pod ciebie, nikt cię przez sen pięścią nie uwalił, tu gnieździli się wybransi — arystokracja domu noclegowego. Rozkosz łóżka nie każdy i nie zawsze mógł sobie kupić. Więc byli i tacy, których sny obracały się między słomą a łóżkiem, między izbą wilgotną — a pokojem ciemnym. Nędza kuliła się kilka nocy na słomie, żeby móc dobę łóżka zakupić. Tam gnaty prostowała, tam uśmiechała się do losu.
Gościły tam pawie z piórami wydartemi, świecące nagimi grzbietami niby moralną łysiną. Byli to stali mieszkańcy domu noclegowego, ale że mieli swoją przeszłość pawią, nigdy zapomnieć o niej nie mogli.
Wspominali swoje czasy studenckie, swoich
Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/53
Ta strona została przepisana.