Strona:Ludwik Stanisław Liciński - Z pamiętnika włóczęgi.djvu/57

Ta strona została przepisana.

Rzym, Niceja — blaga. Karjera — kawiarnia. Przyszłość — klinika, prosektorjum. Takie to smutne było...
Siedzieli ci ludzie w kawiarni, a dnie ich były przekleństwem. Budziły się wschody i zachody, wstawały ranki majowe: oni już tego nie czuli.
— Prawniku!
— Hę?
— Dajcie no papierosa.
— Nie mam...
— To dobranoc.
Dopiero, gdy wieczór spędzał od taczek do kawiarni nędzę miejską, oni zwartem kołem obsiadali stolik i „odstawiali“ ludzi.
— Mój redaktorze! Jakie też może mieć społeczne znaczenie piekło Dantego?
Redaktor prostował się, zapalał papierosa i... jechał po piekle. Zupełnie jak w salonie.
Właściwie nikogo nie obchodził ani Dante, ani redaktor, ani piekło: w ten sposób tylko bito w pysk literaturą „to bydło“ przy stolikach.
To było im konieczne do życia.
„Bydło“ piło kawę, słuchało i uśmiechało się ironicznie.