O ty! co lubisz słuchać gdy bębnów, trąb brzmienie
Głuszy jęk konających, kartaczów świśnienie,
I w pośród kłębów dymu, mordów, i pożogi,
Mile patrzysz na szyki idące bez trwogi.
Każ już ryknąć armatom, krwi strumieniom płynąć
Boże wojny! twe dzieci nie mają gdzie zginąć.
Czyż pozwolisz, by w wiecznych zmienione tułaczy,
Skończyły nędzne życie wśród łez i rozpaczy,
Niewdzięcznych cudzoziemców przebiegając błonic;
Rycerze jak żebracy wyciągali dłonie!
O! zlituj się co w bojach rządzisz kul lotami,
Tylko równo narody podziel orężami.
A wtenczas nie w Antwerpji, nie w Ankony murze!
Postaw Alpy na Alpach, i na takiej górze
Wolność ludów w kajdanach niechaj wróg jej strzeże,
Niech tam wszystkie swe siły, wszystkie gromy zbierze —
A Ty jednych do szturmu wyszlij polskich męży,
Niechaj świat nie pomaga, ujrzym kto zwycięży.