Więc nie karz ich w dzień sądu jak oni zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.
Tak czują skon swój bliski, że łotry się boją
Mnie, który mam dłoń zbrojną tylko lutnią moją.
Lecz brzęk stron mych nie zgaśnie nawet w kajdan brzęku,
I ten oręż mi z duszą chyba wydrą z ręku.
Jak wodospad wstrzymany niewolniczą tamą
Z większą mocą podziemną w górę tryska bramą —
Tak ma pierś silniej wniknie zdala w serca braci,
Głosząc wiarę i wolność w spojonej postaci.
Więc nie karz ich tak Boże, jak oni zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.
Sambym sobie wystarczył — dziś mam przyjaciela
Co mię bliski, uczucia me ceni, podziela —
I Boga, co mię karząc wspierać nie przestaje
I wrzuci nad tłum wrogom, którym w ręce daje
Więc skarzę ich modlitwą — dosyć jest do klęcia —
Bo kiedy śmierć im zimne otworzy objęcia,
Czy uproszą u sędziów swoich jednej chwili,
By za długie złe życie choć pacierz zmówili?
Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór trzeci.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.
30