Nie znam prawie części naszego kraju, gdziebym po wsiach tak dużo spotykał żydów, jak tutaj ― co kilka niemal chałup widzi się mieszkania żydowskie, a podczas gdy chłopa nie ujrzy, gdyż w tym właśnie czasie kiedy on pracuje w polu, szczęśliwi jego następcy wygrzewają się na słońcu całemi rodzinami i dają wrażenie, że się przejeżdża przez kawał ziemi, będący w wyłącznem ich posiadaniu. Nie dziw też, że chociaż ma się w około wcale dobrą ziemię, niezgorsze urodzaje i ładne bydełko – lud tutaj jakiś biedny i bardzo przygnębiony. Byłbym szczęśliwym, gdyby ktoś z czytelników, lepiej jak, ja te okolice znający – powiedział, że się pomyliłem, że czarno patrzę i że tak źle nie jest.
W Kołomyi stanęliśmy już po zachodzie słońca, przebywszy w tym dniu bez zmęczenia 60 kilometrów.
W sobotę 23 lipca około 11 rano wyruszyliśmy w dalszą drogę, a chociaż przeważnie górzysta i niezbyt starannie utrzymana, to na pociechę mieliśmy lud dorodny i jak się zdaje zamożny, mniej żydów rozpierających się po chałupach, a nadewszystko ciekawe, warte zanotowania zjawisko w Gwoźdcu. Oto prosty ruski chłop Iwasiuk założył sklepik, a chociaż nie umie ani pisać ani czytać, trzyma się przy nim już czas dłuższy, robi konkurencyę żydom, i on ― biedny wieśniak,
Strona:Lwów - Kamieniec Podolski. Notatki z podróży cyklisty.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.