my nocleg i wyszukaną, wykwintną troskliwość.
W poniedziałek 25 lipca już przed 6-tą rano zbudził nas Dmytro z zawiadomieniem, że tratwy czekają. W mig byliśmy gotowi, a w kwadrans potem wiązaliśmy za szyjki butelki z piwem i wpuszczali do wody ― aby się niem krzepić i ochładzać w dalszej drodze, którąśmy mieli przed sobą.
Kochany czytelniku! wybacz mi naprzód tę poufałą apostrofę ― a potem powiedz mi z łaski swojej czy płynąłeś ty kiedy tratwą lub nie? Jeźli płynąłeś ― to dobrze ― jeźli nie ― a jesteś neurastenikiem ― to radzę ci z dobrego serca ― uczynić to przy najbliższej sposobności. Ale ty może marzysz o podróży statkiem po Renie. ― Daj pokój! chyba, że jesteś tak bogaty, że ci to żadnej różnicy nie sprawi, i wolisz widzieć i podziwiać prędzej cudze, jak swoje, tym jednak, których niestać na dalekie wyprawy, zwłaszcza gdy mają do dyspozycyi kółko i pracą zawodową rozwierzgane nerwy, radzę raz jeszcze: na tratew!
Co za spokój, i co za uspokojenie!
Przed nami prześliczne brzegi Dniestru. Raz z jednej strony stroma skała, a po drugiej nieprzejrzana równina, a w pół godziny potem zupełna zmiana dekoracyi. Tam gdzie miałeś skałę otwiera się przed tobą daleki, niknący w oddali widok, i odwrotnie w miejsce dale-
Strona:Lwów - Kamieniec Podolski. Notatki z podróży cyklisty.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.