razy spotykałem się z tą samą odpowiedzią, często z dodatkiem „tu posesor żyd a pana ne znajem, bo meszkaje we Lwowi“. Czy tak być powinno? to już do skromnego cyklisty nie należy.
W czwartek 28 lipca przekonałem się, że tych 81 kilometrów ku końcu ciągle pod górę ― nie uczyniły mi dobrze ― ale kilka kropel tinct. strofantis wnet mi naprawiły serce i po wypoczynku puściłem się w dalszą drogę ku Zaleszczykom. Wyjechaliśmy razem ― dopiero około godziny drugiej w południe, ponieważ jednak mój towarzysz miał termin w Zaleszczykach przed 6-tą ― prosiłem go, aby podążył naprzód, a ja za nim truchcikiem się ciągnęłem. Wspominam o tem dla tego, by zaznaczyć jego koleżeństwa i troskliwości dowód, gdyż załatwiwszy w Zaleszczykach swój terminowy a ważny interes, wyjechał naprzeciw mnie na dziesięć kilometrów pomimo, że go jeszcze daleka droga czekała, na całą noc bowiem wyjechał do Buczacza, dokąd go znów interesy jego zawodu powoływały. Rozstaliśmy się ― jak przypuszczam ― obopólnie serdecznie, co do mnie bowiem miałem w nim nietylko sympatycznego towarzysza, ale i troskliwą niańkę, której nieraz w tym czasie potrzebowałem.
Droga z Borszczowa do Zaleszczyk z początku górzysta, ale wyborna ― miejscami wprost znakomita ― jedzie się równo i gład-
Strona:Lwów - Kamieniec Podolski. Notatki z podróży cyklisty.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.