Deszcz lał strumieniami i jak się zdawało zaniosło się na dłuższą słotę, z tego też powodu nie mogliśmy się napatrzyć ani nacieszyć wspaniałemi widokami, które się już od Nadwórny zaczynają i przestrzeń tę, nawet koleją, oglądaną z okien wagonu czynią bardzo zajmującą. Ulewa i mgła zasłaniały nam wszystko na kilka kroków, pozwalając się zaledwo domyślać, co to za cuda tuż po za nią się kryją. Przygnębieni tą niepogodą stanęliśmy nareszcie w Worochcie, gdzieśmy znaleźli wygodne pomieszczenie w „dworku czarnohorskim“, które było dla nas tem bardziej pożądane, że przestrzeń od dworca do dworku przebyliśmy w czasie największej ulewy i byliśmy literalnie do nitki zmoczeni.
Niestety! w miłem tem schronisku panuje ten niewygodny dla przejezdnych zwyczaj, że jeżeli się chce dostać cokolwiek zjeść, należy o tem dzień przedtem zawiadomić zarząd, inaczej możnaby pod gościnnym dachem prawie umrzeć z głodu, co i nam groziło, gdyby nie pp. K. ze Lwowa, którzy bawiąc tam przez lato, ulitowali się naszej nędzy i ugościli, jak tylko mogli najlepiej.
Po pożywieniu się i odpoczynku, mimo że deszcz nie ustawał na chwilę, wybraliśmy się około godziny 5 popołudniu przez Tatarów do Mikuliczyna i to do Tatarowa po najgorszej drodze, więcej dla kóz, jak dla cykli-
Strona:Lwów - Kamieniec Podolski. Notatki z podróży cyklisty.djvu/4
Ta strona została uwierzytelniona.