Tegoż jeszcze wieczora Arsen, z pomocą swych wspólników, zaczął śledzić Albufex’a. Żaden krok markiza nie uszedł ich baczności, ale jak na złość Albufex pędził przez kilka dni następnych zwykłe, normalne życie. Uczęszczał do klubu, bywał w parlamencie i nie wydalał się wcale z Paryża.
Wreszcie, w tydzień może po porwaniu Daubrecq’a, dowiedział się Arsen od służby markiza, że ten zaproszony jest na polowanie do księcia Montemar.
Istotnie w dniu tym Albufex w towarzystwie jednego tylko służącego udał się na dworzec północny.
Arsen oczywiście kupił sobie bilet na tenże pociąg i pojechał w ślad za niedomyślającym się niczego markizem.
Przejechawszy kilka stacyj, markiz wysiadł, a z nim oczywiście Arsen.
Przed dworcem, obok kilku nędznych furmanek, oczekiwał zgrabny wózek, wysłany zapewne przez księcia Montemara.
Markiz wsiadł do niego, podczas gdy strzelec jego wskoczył na kozioł. Stangret miał na sobie także strzeleckie ubranie, a gdy uchylił kapelusza, witając markiza, Arsen zauważył, że człowiek ten ma typ południowy, zdradzający cudzoziemskie pochodzenie.
Niewiele myśląc, Arsen wynajął pierwszą z brzegu furmankę i kazał się wieźć do zamku księcia Montemar.
— Pan zapewne na polowanie? — zapytał go powożący chłopak.
— Tak jest.
— A to w takim razie powiozę pana do oberży w lesie, bo tam spotkać się mają wszyscy panowie, biorący udział w polowaniu.
— A tak, masz słuszność, przyjacielu, zapomniałem o tem. Popędzajże dobrze, abyśmy mogli doścignąć margrabiego Albufex. Nie pożałuję ci napiw-
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/100
Ta strona została przepisana.