— Będziesz go widział chłopcze — upewniał go Arsen.
— A potem będzie znów wszystko dobrze, nieprawdaż panie? — pytało dziecko. — Ten korek jest może zaczarowany?
Nie było dziwnem, że w rozbujałej wyobraźni malca sprawa kryształowego korka przybrała kształty jakiejś bajki czarodziejskiej.
Klarysa westchnęła smutnie.
Arsen chciał jej powiedzieć coś pocieszającego, ale nie zdobył się na to narazie. Przerzucił już książkę aż do ostatniej stronicy, gdy naraz z ust jego wyrwał się radosny okrzyk.
— Plan zamku, hrabianko! — zawołał, rozkładając arkusz szarego papieru, przyklejonego do okładki. — Plan zamku Mortepierre z 1724 roku, ależ to skarb prawdziwy. — Zagłębił się w badanie tego papieru, porównywując cyfry i znaki zawiłych linij z opisem zamku, zawartym w książce.
— To zaczyna być naprawdę ciekawe — powtarzał. — Posłuchaj, hrabianko. Zamek wznosił się za swych dobrych czasów na trzypiętrową wysokość, ale prócz tego liczył jeszcze dwa dolne piętra, wykute w skale, pod poziomem rzeki, która go opływa. Miały to być suche, piękne komnaty, do których chronili się ludzie okoliczni w czasie wojny.
Nieledwie drugi zamek podziemny, nie murowany z cegieł, lecz wykuty w naturalnej skale. Górne piętra zostały zburzone, ale podziemia istnieć muszą jeszcze dzisiaj, i tam to jęczy bezwątpienia nasz „przyjaciel“ Daubrecq.
— Tak, to bardzo możliwe — potwierdziła Klarysa — trzeba więc może uprzedzić o tem policję.
— O nie, hrabianko! Widok policji spłoszyłby tylko Sebastianiego, który musi być stróżem więźnia.
A zresztą chciałbym dokonać odkrycia na własną rękę, niech mi pani zaufa.
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/108
Ta strona została przepisana.