Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/112

Ta strona została przepisana.

— Margrabia zabił dzika — upewniał jeden ze strzelców.
— Dzielny to myśliwy, jakich już dziś mało — dodał inny.
— Nie chce nawet sypiać w zamku, lecz przyjął gościnę u starego Sebastianiego.
— Przyjeżdża tam co noc, a potem wstaje o świcie i jest zawsze pierwszy na stanowisku.
Ludzie tak rozmawiający należeli przeważnie do służby myśliwskiej i posilali się w gospodzie, podczas gdy panowie ich podejmowani byli w pałacu księcia. Żaden z nich nie zwrócił uwagi na siedzącą na uboczu hrabiankę, która zapisywała skrzętnie w pamięci niektóre ich słowa.
Jeżeli markiz spędzał noc w leśnem mieszkaniu dawnego swego sługi, to przypuszczenia Arsena były bardzo prawdopodobne. Dawało mu to wyborną sposobność odwiedzenia ruin nocną porą — a jeżeli Daubrecq był tam istotnie ukryty, jakże straszne sceny musiały się rozgrywać w tem ponurem podziemiu.
Arsen ze swej strony błądził po lesie w przebraniu artysty malarza. Zatrzymywał się tu i ówdzie kreśląc nieudolne szkice, których na szczęście nikt nie oglądał. Powoli, ostrożnie zbliżał się coraz bardziej do rzeki.
Pod wieczór połączył się z Klarysą i z Le Balu w miasteczku; dla lepszego zatarcia śladów po sobie, kazali się zawieźć na dworzec, jakgdyby mieli zamiar udać się w dalszą drogę koleją.
Zamiast tego, udali się naprzód nad brzeg rzeki, a około 10-ej w nocy znajdowali się wszyscy obok łódki przygotowanej przez Le Balu.
Serca im biły mocno, gdy przeprawiwszy się na drugą stronę, stanęli pod skalistą ścianą, podpierającą ruiny Mortepierre.
Arsen wydał ostatnie polecenia towarzyszowi. Obecność Klarysy dodawała mu szalonej odwagi.
Przytwierdzono drabinę i Arsen zaczął się wspinać