Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/127

Ta strona została przepisana.

się po niej, musisz być djabelnie biegłym gimnastykiem.
Byli już u wejścia otworu, Arsen umocował koniec sznura, przywiązując go do wystającego cypla skały. Wziął w rękę jeden koniec sznura, drugi podał Daubrecq’owi, spuszczali się jeden obok drugiego, jak dwaj przyjaciele. Doszli wreszcie do połowy skały.
— A teraz baczność — rzekł Arsen. — Tu czeka na nas wysoka drewniana drabina, której dolny koniec utkwiony jest w dnie rzeki tuż obok łodzi. — Rzekłszy to, gwizdnął trzy razy.
— Dlaczego gwizdasz? — spytał Daubrecq.
— Daję znać przyjaciołom.
— A więc są przyjaciele?
— Tak jest, czekają na nas w łodzi.
— Poczekaj, odetchnijmy nieco, jestem znużony.
Arsen zgodził się na to, zatrzymali się obaj.
Arsen spojrzał w dół, skąd dochodził go już szmer głosów.
— Klaryso! O Klaryso! — szepnął z czułością.
Zaledwie imię hrabianki wybiegło z jego ust, uczuł nagle przenikliwy ból w szyi, potem zaćmienie, słabość.
To Daubrecq ugodził go nożem w szyję, jednocześnie przywiązywał go mocno sznurem do drabiny.
Krew płynęła z rany, siły uciekały.
— Podły! Och, podły! — zdołał jeszcze wyszeptać Arsen.
Pochylony nad nim Daubrecq mówił szyderczo:
— Poznałem cię odrazu, głupcze! Myślałeś, że dam się wieść jak baran, gdzie ci się podoba, że ci wszystko wyśpiewam. — Biedaku! Żal mi cię. — Zdaje mi się, że już z tego nie wybrniesz, chyba, że ręka, którą te psy korsykańskie zmordowały, osłabła trochę. Będziesz tu sobie wisiał, dopóki cię twoi przyjaciele nie odczepią. — Trupa tylko znajdą, śmiertelne szczątki pięknego Arsena, któremu zachciało się romansować z hrabiankami. Klarysa będzie moja i lista