— Poddaj się! — wołał ze swej łodzi urzędnik, widząc, że uciekający, zdjęty widocznie zniechęceniem, odrzuca wiosło i siedzi spokojnie na ławeczce, zdawszy swe czółno na wolę wiatru.
— Poddaj się, bo każę strzelać! Żadnej odpowiedzi. Nieznajomy siedział nieruchomo, a w nieruchomości tej było coś przerażającego. Przyszło na myśl komisarzowi, że złoczyńca knuje może jakiś dziwnie zdradziecki i niebezpieczny zamach.
— Strzelajcie! — rozkazał agentom. Wystrzelili też raz i drugi, ale spudłowali widocznie — bo nieznajomy nie drgnął nawet i siedział wciąż w tej samej pozycji. Z największemi więc ostrożnościami, leżąc prawie plackiem na dnie czółna, przybito wreszcie do niebezpiecznej łodzi, a wtedy dopiero zrozumiał komisarz przyczynę dziwnej obojętności zbiega.
W łodzi nie było nikogo.
Pakiet odzieży, związany naprędce i uwieńczony kapeluszem, naśladował wcale dobrze zdaleka skuloną postać ludzką. Ona to wprowadziła w błąd ścigających, podczas gdy właściwy wróg wymknął się im zapewne już dawno, rzuciwszy się do jeziora, które przebył wpław. Zaniechano dalszych bezskutecznych poszukiwań, natomiast policja miała w ręku rzeczy zostawione przez zbiega w łodzi. Przejrzano je skrupulatnie, drobiazgowo, nie znajdując jednak niczego, najmniejszej nawet poszlaki, rzucającej światło na osobistość człowieka, który potrafił tak zręcznie wprowadzić w błąd stróżów sprawiedliwości. Jasnem było dla komisarza, że musiał to być nie nowicjusz, ani też pospolity opryszek, lecz człowiek z wyższą inteligencją i sporem doświadczeniem. Dlatego to zapewne, nawet w tak naglących okolicznościach nie zapomniał o zachowaniu wszelkich ostrożności. Podszewka kapelusza była wydartą dla zatajenia firmy sklepu i fabryki. Kieszenie płaszcza były zupełnie puste.
Naraz okrzyk triumfu wybiegł z ust urzędnika. Pomiędzy wierzchem a podszewską paltota wyczuł pal-
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/13
Ta strona została przepisana.