Za to oczy jego szukały Klarysy, a hrabianka dostrzegła w nich najżywszy niepokój.
— Jak pan sądzi, doktorze? — spytała. — Czy można mówić z nim o... interesach? — dodała, szukając widocznie odpowiedniego określenia.
Doktór odgadł odrazu, że obecność jego tu zaczyna być krępująca dla ludzi, którzy mają widocznie swoje tajemnice, wziął więc kapelusz, ale pierwej odpowiedział hrabiance.
— Może mu pani teraz wszystko powiedzieć, a nawet najlepiej będzie nic nie taić bez względu na to, czy wiadomości są mniej czy więcej pomyślne. Skoro przyszedł do siebie, siły będą mu powracać szybko. — Wszelka niepewność drażnić go tylko będzie i może wywołać gorączkę. Żegnam panią a jutro powrócę.
Skoro znikł za drzwiami, Klarysa i Le Balu usiedli obok łóżka.
Arsen pamiętał już teraz wszystko, aż do chwili, w której ugodzony przez Daubrecq’a, omdlał skutkiem upływu krwi.
— Co się stało z Daubrecq’em? — zapytał znów.
— Posłuchaj! — zaczął Le Balu. — Siedzieliśmy z hrabianką w łodzi, licząc kwadranse i minuty, wreszcie zagwizdałeś, poznaliśmy zaraz hasło. Dobra naszaf pomyślałem sobie, Arsen powraca i podniosłem oczy w górę. Ktoś schodził po drabinie, ale robił to niesprawnie, jakby mu nogi nie służyły. Tknęło mnie coś odrazu. Ale tamten zstąpił do łodzi, jakby mu się ta z prawa należała. Hrabianka poznała go.
— Co to jest? — zawołała. — Gdzie jest Arsen?
— Właśnie przychodzę od niego — odparł tam ten. — Spieszcie do niego, tam, na górę, bo potrzebuje waszej pomocy. Co do mnie, nie chcąc obciążać waszej łódki, popłynę sobie wpław. I skoczył do wody, zanim opamiętaliśmy się, co nam czynić należy. Wreszcie hrabianka zawołała:
— Tu zdrada! Z pewnością zdrada.
Nie wiem, czy usłyszał to, ale znikł nam z oczu,
Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/130
Ta strona została przepisana.