Strona:M.Leblanc - Kryształowy korek.djvu/132

Ta strona została przepisana.

Arsen nic na to nie odrzekł, ,czuł się jeszcze tak słaby, ogarniała go senność.
Mary — wyszeptał tylko parę razy. — Mary... Co to być może... — Z temi słowami usnął.
Hrabianka słyszała je, ale sądziła, że Arsen wspomina imię przyjaciółki swej lub kochanki. Nie obeszło ją to zbytnio. Jeśli pielęgnowała go z największą troskliwością, to robiła to jedynie dlatego, że widziała w nim dzielnego, niezrównanego wspólnika, który pomoże jej wyzwolić Gilberta, a może i odnaleźć listę 27-miu.
Mając tyle dowodów nieustraszonej jego odwagi, nabrała dla niego szacunku. Nie zapomniała jednak o tem, że był to bądź co bądź opryszek, słynny włamywacz, a to trzymało na wodzy poryw jej serca, który inaczej pociągnąłby ją może do niego, bo w duchu przyznawała nieraz, że jest odważny i szlachetniejszy od wielu ludzi, których spotykała w swoim świecie.
Zresztą umysł Klarysy tak był zaprzątnięty podziemną walką, jaką toczyła z Daubrecq’em, że nie zostało w nim prawie miejsca na inne wrażenia.
Wieczorem tegoż dnia ranny uczuł się gorzej, wywiązała się gorączka. Arsen majaczył. W majaczeniach tych wyrywały się nieraz z ust jego wyrazy namiętne, tkliwe wyznania, to znów zdawało mu się, że jest w izbie tortur, z której wybawiła go hrabianka de Mergy.
Błagał Klarysę o pomoc, wyznawał jej miłość, błogosławił ją za okazywaną sobie dobroć.
Gdy nad ranem przyszedł znów do siebie, przypomniał sobie ze strachem nocne swe majaczenia. Czy hrabianka zrozumiała je? Czy jej nie obraził?
Spojrzał nieśmiało w oczy Klarysy, ale przekonał się wnet, że może mówić, co mu się podoba. Siedziała przy nim całą noc, czuwała nad nim, ale słów jego nie słyszała, nie rozumiała zapewne ich znaczenia. Myśl